czwartek, 4 marca 2010

IX Otwartych Mistrzostwach Zagłębia Miedziowego - NA NARTACH BIEGOWYCH

2010-02-27 Jakuszyce
Start w "IX Otwartych Mistrzostwach Zagłębia Miedziowego", pod względem organizacji był trochę podobny do wcześniejszych moich biegów nad Maltą organizowanych przez starszych panów (np.: „Wiek Henryka Brauna”) sympatycznie, kameralnie i nawet międzynarodowo ze względu na Czechów którzy z nami startowali. Start odbywał się po 4 śladach ja ustawiłem się w czwartym rzędzie ale pani która stała przede mną, mnie przepuściła widząc we mnie chyba jakiegoś wymiatacza biegowego. Zestresowało mnie to trochę bo pomyślałem sobie, że będzie niezła poruta jak będzie musiała się wlec za mną dlatego po komendzie start pognałem bez pamięci za pierwszymi zawodnikami, całe szczęście pętla po kilkuset metrach przechodziła w dość długie zjazdy i mogłem na nich trochę odpocząć pilnując żeby nie zaliczyć gleby (tzn śniegu J). Zanim dotarłem do zjazdów po czołówce już nie było śladu mimo to cieszyłem się z kilku osób które wyprzedziłem na moich VIP’owskich nartach smarowanych VIP’owsko. Dalej był piękny odcinek płaski na którym fajnie, dynamicznie szedł mi miarowy krok, niestety za chwilę zaczął się bardzo długi podbieg o różnym koncie nachylenia i tu było gorzej, wszyscy mnie zaczęli wyprzedzać mimo, że ambitnie pracowałem pod górkę. Na początku myślałem czy moje smarowanie za słabo się klei do śniegu, później zauważyłem, że w zależności od kąta nachylenia terenu biegacze zmieniają technikę, że zmienia im się krok i praktycznie zawsze posuwają nartę do przodu co mi się jakoś nie udawało przy większym nachyleniu. Próbowałem ich naśladować jednak miarowo i powoli oddalali się ode mnie i mam wrażenie, że nie przychodziło im to z trudem, kiedy ja wierzgałem nogami z całych sił, zastanawiałem się czy to nie kwestia tego, że nie byłem zupełnie przygotowany na podbiegi na swoich wielkopolskich trasach, braki w technice i przygotowaniu (ale też nadal jednak do końca nie jestem przekonany czy to nie była wina zmiany temperatury a co za tym idzie trzymania smarów). Po podbiegu następował baaardzo długi i łagodny zjazd i tu rewelacyjnie sprawiały się narty oraz mogłem zastosować wyćwiczony przy bieganiu z psem jednokrok (każde odbice nogą - raz lewą, raz prawą- wspomagane równoczesnym odbiciem oboma kijkami). Pod koniec zjazdu ostro wiosłując udało mi się wyprzedzić kilka osób, które mnie przegoniły wcześniej, jednak ciągłe odbicie z tułowia odkryło kolejną moją słabość pojawił się ból w krzyżu, który na wypłaszczeniu i ponownym podbiegu podczas drugiej pętli minął. Druga pętla to praktycznie powtórka pierwszej z tą różnicą, że nie miałem już siły tak mocno pracować w końcówce podbiegu i bardziej starałem się skupiać na technice co pewnie nie wychodziło mi jakoś rewelacyjnie na omdlewających kończynach, do tego doszła kolka (co prawda powitałem ją z zadowoleniem ponieważ przypomniała mi moje najlepsze rekordowe biegi z zeszłego roku w których ustanawiałem życiówki w półmaratonie i na 10km). Na zjeździe moi przeciwnicy którzy mnie znowu wyprzedzili na podbiegu już nie dali się dojść, goniłem ich więc na płaskiej prostej pod koniec której był krótki podbieg na którym prawdopodobnie wzbudziłem przerażenie kłapiąc ostro nartami dzięki czemu wyprzedziłem dwóch zawodników a później na ok. 200m odcinku z minimalnym spadkiem do mety udało mi się jeszcze kogoś wyprzedzić na tyle, że na metę praktycznie wpadałem sam, przeszczęśliwy z ukończonego pierwszego startu w zawodach na nartach biegowych. Osiągnąłem niespodziewanie dobry czas jak na siebie 1:07:43 na ok. 14km co daje prędkość 4:49min/km a w założeniach przed startowych planowałem ok. 5:30min/km. Niestety na ogłoszenie wyników się spóźniłem i nie mam pojęcia które miejsce zająłem ale prawdopodobnie gdzieś w końcówce ponieważ starty narciarskie są zupełnie na innych prędkościach i góry wymagają odpowiednich technik które na nizinach, bez przygotowanych tras ciężko wyćwiczyć.

1 komentarz:

  1. a wydawało by się, że bieganie na nartach nie jest skomplikowane...

    OdpowiedzUsuń